Sprawczość to nie to samo co samodzielność
Dziecko, które potrafi wiązać sznurowadła w wieku pięciu lat, bo tego wymagało się od niego w przedszkolu lub też rodzice kładli nacisk na opanowanie tej konkretnej umiejętności, posiada po prostu umiejętność wiązania sznurowadeł.; potrafi zawiązać buty bez niczyjej pomocy. Ale jeśli całe życie takiego dziecka podporządkowane jest oczekiwaniom otoczenia i temu co mówią mu dorośli, nie ma w nim sprawczości i decyzyjności. Takie dziecko nie buduje również zaufania do samego siebie jako istoty kompetentnej i mającej wpływ na swoją rzeczywistość.
Sprawczość dziecka buduje się poprzez podmiotowe podejmowanie decyzji, które dotyczą bezpośrednio dziecka – na miarę jego wieku i możliwości. Oczywiście, malutkie dziecko jest całkowicie zależne od swoich opiekunów i otoczenia, ale z pewnością każdy rodzic zauważa, że w miarę jak małe dziecko dorasta, samo zaczyna CHCIEĆ podejmować własne decyzje dotyczące – na początek – jego ciała. Z chwilą kiedy zda sobie sprawę z faktu, iż może poruszać się na własnych nogach (nawet raczkując) i sięgać po różne rzeczy, dotychczas dlań niedostępne, wspinać się, badać reakcje otoczenia na swoje działania, zaczyna również jawnie przejawiać swoją SPRAWCZOŚĆ. Niestety, owa chęć badania otoczenia i oddziaływania nań poprzez eksperymentowanie, jawi się wielu rodzicom jako początek “problemów” z dzieckiem. Ono samo nie usiedzi już spokojnie na miejscu, mając tak wielką naturalną i nie do powstrzymania,, potrzebę ruchu, działania i eksperymentowania, a więc rodzic musi dostosować się do tej nowej sytuacji. Co oznacza wspieranie dziecka we wszelkich próbach nabywania samodzielności i budo
Jest to początek artykułu, który pojawił się w mojej nowej książce pt. “WOLNE DZIECIŃSTWO. O wolności w edukacji i życiu bez szkoły” – link do tego e-booka
Mnie rodzice sprawczość odebrali poprzez nadopiekuńczość i różne jej odmiany. Mam wiele pretensji do nich o to. Dopiero dzisiaj w wieku 40l zaczynam walczyć o swoje granice i swoją sprawczość co powoduje spore wyrzuty sumienia i poczucie, że robie komuś krzywdę. Jest to duży dyskomfort. Do tego dochodzą problemy z poczuciem własnej wartości, również w relacji. Ogromna krzywda wyrządzona bardzo boli – gdyż w dużej mierze jest niewidoczna, a rodzice nawet nie mają świadomości że chcąc dobrze (w swoim mniemaniu) odebrali człowiekowi wiarę w siebie. Jest to rodzaj tortury emocjonalnej z ktorą cieżko jest czasem funkcjonować.
Tak, zgadza się – taka nadopiekuńczość, która odbiera sprawczość dziecku może okaleczyć na całe życie. I myślę sobie, że tu znów rozchodzi się o zaufanie dziecku, a przede wszystkim sobie – jako rodicowi. Komuś kto nie dostał tego zaufanie w swoim dzieciństwei, trudno jest zaufać. I tak jak piszesz, wielu dorosłych “leczy się” ze swego dzieciństwa właśnie w wieku już dojrzałym. Mamy już świadomosći i zasoby, narzędzia, aby z tego wyjść i przerwać błędne koło kontroli i braku zaufania do dzieci. Na szczęście – jak obserwuję – coraz więcej rodziców buduje swoje relacje z dziećmi na szacunku i zaufaniu, nie na kontroli i lęku.
Dziekuję, że się podzieliłeś, życzę wszystkiego dobrego na drodze zaufania i wolności – do siebie i dzieci.