„Nie ma dzieci – są ludzie”. O dehumanizacji dzieci i dlaczego nie obchodzimy dnia dziecka
To zdanie polskiego pedagoga Janusza Korczaka, które każdemu Polakowi obiło się choć raz o uszy, rozbrzmiewa w każdym przedszkolu i szkole, w każdej tzw. edukacyjnej placówce, kiedy zbliża się Dzień Dziecka. Nauczyciele skrzętnie preparują gazetki ścienne, dzieciom w tym dniu zamiast lekcji serwuje się konkursy, zabawy, gry sportowe i inne cuda na kiju. Bo przecież to Dzień Dziecka i dzieci muszą dostać odroinkę tego, co lubią, co sprawia im przyjemność i radość. Niech poczują przez ten dzień, że mają na coś wpływ, że należy im się trochę przyjemności i radości, nawet w miejscu gdzie na co dzień ich prawa są pomijane i z premedytacją łamane. Albo robi się im wolne od szkoły, aby dziecko mogło się wyspać do woli zamiast zrywać się na budzik, a rodzice mogli je gdzieś zabrać – w jakieś szczególne miejsce, aby sprawić mu przyjemność w tym SZCZEGÓLNYM dniu.
Ale tylko dzisiaj… nie można przecież sprawić, by dzieci przyzwyczaiły się do dobrego i łaskawego traktowania przez dorosłych, którzy na co dzień w miejscach, w których dzieci spędzają gro swojego czasu, dyktują swoje warunki, narzucają swoje standardy, udzielają dzieciom praw, włącznie z tak podstawowymi jak wyjścia do toalety albo pozwolenie na zabranie głosu. Dzieci mają spełniać nałożone na nich powinności i obowiązki, – bo to dorośli lubią najbardziej, żeby był porządek i posłuszeństwo. Reszta jest zbędnym nadmiarem. No chyba, że w nagrodę, za dobre sprawowanie, za spełnienie oczekiwań, za szóstki ze sprawdzianu i czerwony pasek – tak, wtedy się należy jak najbardziej. Wtedy można nawet pozwolić i na te dwie godzinki grania w „te głupie gry” i zjedzenie dodatkowej porcji deseru:).
Jest to początek artykułu, który pojawił się w mojej nowej książce pt. „WOLNE DZIECIŃSTWO. O wolności w edukacji i życiu bez szkoły” – link do tego e-booka