„Dziecięca definicja zabawy: Zabawa jest tym, co robi,e, kiedy wszyscy inni przestają mi mówić, co mam robić.”
„Jesteśmy uczeni od maleńkości, że istnieje podział świata na rzeczy przyjemne (które są zabawą i nie służą jakby niczemu innemu) i na poważną naukę, obowiązki, które mają zapewnić nam w przyszłości sukces. I o ile jeszcze maluchom pozwalamy spędzać czas na swobodnej zabawie, to im starsze są dzieci, tym bardziej próbujemy nakłonić je do tzw. zabaw edukacyjnych, które – według dorosłych – są wartościowe i mają sens. Wartościujemy zatem aktywności dzieci na takie, którym warto poświęcać czas oraz takie, które są „stratą czasu”.
Większość dzieci może się bawić tylko do pewnego momentu. Ten czas kończy się, kiedy idą do szkoły. Wówczas rodzice zaczynają im wyznaczać i dozować czas na zabawę. A często także używać jej jako formy nagrody za spełnienie oczekiwań rodzica lub wymyślnej formy manipulacji tak, aby dziecko zrobiło to, czego się od niego oczekuje („Jak odrobisz lekcje będziesz mógł się pobawić”, „Najpierw obowiązki – później przyjemności” – to przykłady takich „mądrości” – frazesów powtarzanych przez kolejne pokolenia rodziców).
Dzieci nie idą do szkoły po to, żeby się tam bawić, choć stwarza się tam, zwłaszcza w początkowych klasach, wrażenie jakby tak rzeczywiście było. Idą tam, żeby pracować po 8-10 godzin dziennie – z małymi przerwami na posilenie się, na ruch i odpoczynek. Wszelkie próby zabaw, które podejmują znużone i znudzone dzieci w czasie lekcji, są natychmiast i bezwzględnie karane jako naruszenie porządku i dyscypliny. „
Jeszcze tylko do niedzieli możesz zakupić tą publikację w promocyjnej cenie aż 30% taniej na tej stronie.